"Zbrodnia i kara" Fiodor Dostojewski - streszczenie

Obraz
CZĘŚĆ  I,  rozdziały I i II Dzień pierwszy - 7 lipca 1865 roku, poniedziałek Upalny wieczór. Rodion Romanowicz Raskolnikow, młodzieniec niedawno usunięty z uniwersytetu, opuszcza swoją niewielką izdebkę. Udaje się do domu lichwiarki, Alony Iwanowny, z zamiarem zastawienia ojcowskiego zegarka w zamian za kilka rubli, które mają zapewnić mu przetrwanie najbliższych dni. Podczas drogi powrotnej zagląda do lokalnej karczmy, gdzie spotyka Marmieładowa, byłego urzędnika, który topi swoje zmartwienia i smutki w alkoholu. Tenże zatroskany mężczyzna wygłasza pean na cześć Bożego Miłosierdzia - orację, która brzmi jak hymn na cześć miłości Boga do największych grzeszników. Raskolnikow towarzyszy mu w drodze do domu, gdzie spotyka jego żonę, Katarzynę Iwanowną, ciężko chorą na gruźlicę kobietę, obciążoną opieką nad trojgiem dzieci z poprzedniego związku. CZĘŚĆ I, rozdziały III, IV, V i VI (początek) Dzień drugi - 8 lipca 1865 roku, wtorek, święto ikony Matki Bożej Kazańskiej Nastazja, kucharka i

"Asiunia" Joanna Papuzińska - streszczenie

Asiunia, zanim została panią Joanną, mieszkała z rodzicami i rodzeństwem w mieszkaniu w jednym z bloków w Warszawie. W dniu jej piątych urodzin dostała dużo upominków, gdyż miała wielu braci. Starszy brat dziewczynki odpytywał ją, co ma zrobić jeśli zgubi się w mieście. Nauczył ją na pamięć adresu, pod jakim mieszkali. Wkrótce jednak okazało się, że cała nauka poszła na marne. Adres przestał mieć znaczenie.

Pewnego dnia po mamę Asiuni przyszli niemieccy żołnierze i zabrali ją. Dziewczynka była już wtedy u sąsiadów. Gdy odjechał wojskowy samochód, zaczęła się wędrówka Asiuni. Rozdzielono ją z rodzeństwem, ponieważ w czasie wojny nikt nie mógł zaopiekować się nimi wszystkimi. 

Asiunia trafiła do domu na Filtrowej, gdzie mieszkały trzy bardzo poważne panie, które nigdy się nie śmiały. Poza Asiunią mieszkała tam Elka, na którą panie często się gniewały. W dzień dziewczynki chodziły do przedszkola, a nocami musiały wraz ze wszystkimi mieszkańcami chronić się w piwnicy przed nalotami.

Później Asiunia trafiła na ulicę Alberta do cioci Oli. Nie była to jej prawdziwa ciocia, ale tak kazała do siebie mówić. Ciocia Ola była bardzo pogodna, dużo się śmiała i lubiła żartować. Często udawała, że jest Tygrysem i dlatego dziewczynka nazywała ją również ciocia Tygrys. Gdy nadeszła wiosna i Wielkanoc zrobiło się ciepło, a Asiunia nie miała żadnych letnich ubrań. Cioci udało się załatwić dla niej letnią sukienkę i sandałki.

Po pewnym czasie Asiunia znów się przeprowadziła, ale tym razem do własnej babci, której udało się wynająć mały letniskowy domek. Dzięki temu rodzeństwo znów mogło być razem. Pewnego dnia starsi bracia dziewczynki oznajmili, że ruszają do Warszawy, bo tam trwa Powstanie. A oni są harcerzami i składali przysięgę, dlatego muszą iść walczyć z Niemcami. Babci się to nie podobało, ale chłopcy ruszyli w drogę. Wkrótce jednak wrócili, ponieważ niemieccy żołnierze pilnowali wszystkich mostów i nie udało im się przedostać do Warszawy.

W pewien letni dzień Asiunia biegała po polu i odkryła dołek, w którym schowała się przed hałasującym wiatrem. Tam znalazł ją brat Przemek, który szybko zabrał ją do schronu, bo trwał nalot. W piwnicy u sąsiadów zgromadzili się wszyscy, ale brakowało babci Tosi i Marka. Zaniepokojeni ludzie zaczęli się zastanawiać, co mogło się z nimi stać. Nagle drzwi otworzyły się i po schodach zaczęła schodzić babcia, a za nią Marek niosący wielki garnek. Okazało się, że gdy zaczął się nalot, babcia akurat gotowała kładzione kluski. Nie mogła więc zostawić takiego dania, musiała je dokończyć. 

Pewnego dnia do domku przyszli niemieccy żołnierze i wygonili wszystkich na zewnątrz. Wyrzucali ludzi ze wszystkich domów po drodze, aż zrobił się wielki pochód. Żołnierze krzyczeli, żeby iść szybciej. Ale ciocia niosła małego Tomka, a babcia miała chorą nogę. W dodatku Asiunia płakała, że bolą ją nogi i musi usiąść na trawie. To sprawiło, że cała rodzina znalazła się na końcu pochodu, a z tyłu byli tylko żołnierze. Znów zaczęli krzyczeć, ale babcia pokazała im swoją nogę w bucie ortopedycznym, małego Tomka na rękach u cioci i płaczącą Asiunię. I wtedy żołnierz machnął ręką i poszedł dalej. Rodzina siedziała w rowie i patrzyła, jak wszyscy się oddalają i opada kurz. Cieszyli się, ale znów zostali bez domu, a nadchodził wieczór.

Przyjęła ich do siebie jakaś pani, ale znów trwał nalot i musieli chować się w piwnicy. Po kilku dniach nadeszły wieści, że do Warszawy dotarli Rosjanie. Wszyscy się cieszyli i myśleli, że już wkrótce stolica będzie wolna. Jednak Rosjanie zatrzymali się na brzegu Wisły, a w mieście wciąż trwało Powstanie. Rodzina Asiuni wróciła do domku w Aninie, choć był bardzo zniszczony. Ale był to jedyny dom, jaki im pozostał. A poza tym, jak mówiła babcia, miał do nich przyjść Stach, czyli tata dziewczynki. Połatali więc dziury w ścianach, posprzątali i próbowali dalej żyć. Co jakiś czas pojawiali się u nich wędrujący drogą ludzie i mówili, że Warszawa umiera. Gdy nadeszła zima, pojawiły się duże kłopoty - dzieci nie miały ciepłych ubrań.

Domek również nie był przygotowany na zimę. Miał tylko jedną malutką kuchenkę, na której można było rozpalić ogień. Chłopcy przynosili drewno, które udało im się znaleźć, ale wciąż było to zbyt mało, by ogrzać domek. W dodatku coraz bardziej nie było co jeść. Babcia gotowała gorzką kawę z żołędzi i czarną zupę z fasoli. Ciocia Lunia spruła swoją kamizelkę i zrobiła z niej ciepły sweter dla Asiuni. Pewnego dnia do domku przyszli rosyjscy żołnierze i babcia ugotowała im zupy. W zamian zostawili suchary i tuszonkę, czyli konserwę z tłustym mięsem. Jednak były to ciężkie dni, bo jedzenia wystarczało na krótko.

Pewnego zimnego wieczoru w drzwiach pojawiła się ciocia Ola, niosąc w ramionach zawinięte w chustki dziecko. Po chwili jednak okazało się, że to nie niemowlę, ale jedzenie. Babcia wytłumaczyła Asiuni, że ciocia musiała ukrywać jedzenie, ponieważ wielu ludzi chciałoby je zabrać. A dziecka nikt by nie chciał, bo była wojna i ciężkie czasy.

Asiunia wiedziała, że najtrudniejsze życie mają jej bracia. To oni próbowali zarobić pieniądze i pracowali jak dorośli, choć byli tylko nastolatkami. Od zimna zaczęli chorować, a nie było ani lekarstw ani opatrunków. Rodzina postanowiła w końcu przenieść się do domu cioci Oli, do Stoczka. Potrzebna była jednak przepustka. Babcia zapłaciła rosyjskiemu kierowcy, aby wszystkich przewiózł wojskową ciężarówką. Nie spodobało się to jednak innym żołnierzom, którzy na skrzyżowaniu dróg kazali im wysiąść. Samochód odjechał, a rodzina została na śniegu. Udało się jednak wynająć wóz z koniem. Woźnica napakował wóz słomą, żeby było im cieplej i ruszyli w drogę.

W Stoczku powitała ich ciocia Ola. Okazało się, że opiekuje się setką dzieci, które z różnych powodów nie mogły wrócić do swoich domów. Stworzyła dla nich szkołę, a nawet teatr. Udawało jej się regularnie zdobywać pożywienie i opał od ludzi o dobrych sercach. W końcu nadeszła wiosna i zbliżał się koniec wojny. Dzieci czekały na swoich rodziców, a pewnego dnia wrócił także tata Asiuni.


Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

"Niesamowite przygody dziesięciu skarpetek" Justyna Bednarek - streszczenie

"Kapelusz Pani Wrony" Danuta Parlak - streszczenie